„Bajka o rumieniu”. Słyszeliście o rumieniu wędrującym…
Słyszeliście o rumieniu wędrującym – charakterystycznym wczesnym objawie boreliozy? A może spotkało was to, co mnie? Myślałam, że gdybym zaraziła się boreliami, czyli krętkami wywołującymi boreliozę, w wyniku ukąszenia kleszcza, to łatwo potrafiłabym rozpoznać infekcję po rumieniu wędrującym. Bo takie właśnie informacje pojawiają się w różnych gazetach, magazynach aptekarskich i audycjach telewizyjnych. Tymczasem choroba może od samego początku pozostać niezauważona, ponieważ – jak wynika z badań – nawet u połowy wszystkich zakażonych rumień w ogóle nie występuje, i właśnie ten fakt jest nader chętnie zatajany przed opinią publiczną.
Przynajmniej połowa ofiar kleszczy ma pecha, jeśli chodzi o wczesne rozpoznanie. Nie ma rzucającego się w oczy wczesnego objawu, nie ma rumienia – niczego, z czym moglibyście pokazać się u lekarza. Mogą minąć tygodnie, miesiące albo i całe lata od zakażenia boreliozą, zanim rozwiną się różne dolegliwości. Pojawią się skrajne zmęczenie i wyczerpanie, poty, zawroty głowy, dolegliwości grypopodobne czy też bóle pleców – gama objawów jest szeroka. Kto rozpozna wśród nich boreliozę?
Sprawę komplikuje fakt, że niemal 20 procent ofiar kleszczy w ogóle nie potrafi przypomnieć sobie kontaktu z kleszczem ani samego ukąszenia. Jak w takiej sytuacji można skojarzyć jedno z drugim?
Przynajmniej u połowy ludzi zakażonych boreliami nie pojawia się typowy rumień wędrujący, a tylko 20 procent chorych potrafi przypomnieć sobie kontakt z kleszczem albo ukąszenie.
Opóźniony w czasie wybuch choroby czyni z boreliozy podstępnego wroga. „Mając do czynienia z zarazkami zapalenia płuc już po dwóch tygodniach wiemy, kto wygrywa – człowiek czy bakterie” – mówi dr Dieter Hassler, ekspert od boreliozy, w wywiadzie dla tygodnika „Der Spiegel”. Dr Hassler od 20 lat prowadzi własne badania: „Ponieważ tak wiele ofiar kleszczy nigdy nie zauważyło tego zwierzęcia na swojej skórze, to okazja do prawidłowej diagnozy we wczesnym stadium choroby zostaje przegapiona”.
Pierwsze objawy boreliozy potrafią być mało wyraźne i niespecyficzne. Utrudnia to zarówno lekarzowi, jak i pacjentowi rozpoznanie zakażenia. Jeśli borelioza pozostaje nierozpoznana, a w konsekwencji chorzy nie są leczeni przyczynowo, to często ich życie wali się w gruzy. W najgorszym scenariuszu choroba prowadzi do niezdolności do pracy i wczesnego przejścia na rentę.” „Koszmar zwany boreliozą
To wielkie obciążenie, gdy człowiek czuje się chory, a nie zna przyczyny. Dlatego też pacjenci oddychają z ulgą, dowiadując się wreszcie, jaka choroba im dokucza i jak można ją leczyć. Niestety w przypadku boreliozy jest to bardziej skomplikowane. Tylko nieliczni wiedzą, co im jest jeszcze przed postawieniem diagnozy: niemal wszystko, co wiąże się z tą chorobą, mającą tendencję do przechodzenia w stan przewlekły, jest przedmiotem kontrowersji i sporów. Które testy diagnostyczne są wiarygodne? Jakie są faktycznie typowe objawy? Jak długo musi albo powinno trwać leczenie? Którymi antybiotykami i jakimi dawkami leczyć? A co z zespołem poboreliozowym? Czy w ogóle istnieją dowody (dokumenty, wykazy) na istnienie takiego zespołu? Czy borelioza może przejść w stan przewlekły? Czy boreliozę można wyleczyć w sprawdzalny sposób? Jak dotąd nic nie zostało zbadane w sposób pewny i w wystarczającym stopniu; brak jakichkolwiek pewników.”
„Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą”
Zakażenie boreliozą rodzi wiele pytań. Zbyt wiele. Dlatego nie można poprzestawać na informowaniu opinii publicznej o tej najczęściej występującej chorobie odkleszczowej, ale przede wszystkim trzeba ludziom uświadomić istnienie wielu pytań bez odpowiedzi i licznych medycznych kontrowersji dotyczących diagnostyki i terapii boreliozy. To, co określa się mianem „prawdy”, w rzeczywistości opiera się na niewystarczających dowodach. Mimo decydującego znaczenia tego faktu, zbyt łatwo się o nim zapomina. W odniesieniu do boreliozy sprawdzają się słowa Goebbelsa: „Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą”.
Poszukajmy więc wspólnie odpowiedzi. Co naprawdę kryje się pod pojęciem boreliozy (choroby z Lyme)? Dlaczego kilkadziesiąt lat od odkrycia chorobotwórczego krętka nie ma ani skutecznej terapii, ani szczepionki, ani rzetelnej metody wykrywania choroby? Jak mogło dojść do takiej sytuacji, niewygodnej zarówno dla pacjentów, jak i dla lekarzy? Kto właściwie uczestniczy w grze o decydujący głos w sprawie tej infekcji? I co wspólnego z medycznymi wytycznymi z „kraju nieograniczonych możliwości” mają pacjenci z Niemiec, Szwajcarii, Austrii i innych państw Europy?
Zanim jednak wybierzemy się na tę wyprawę poszukiwawczą, chciałabym was przed czymś ostrzec. Ta książka nie jest lekką lekturą; raczej nie nadaje się do umilenia pobytu na plaży ani do czytania jednym okiem przy włączonym telewizorze. Nie wprawi was też w dobry nastrój, bo prawdopodobnie w trakcie czytania nie raz będziecie się denerwować…
Fragmenty z książki „Przemilczana epidemia”